Trochę czasu minęło od moich ostatnich postów. 5 lat? Nie wiem kiedy zleciało.
W każdym razie faktem jest, że nie byłam na Kosie 5 lat! W praktyce oznacza to, że będąc tam ostatnio mój syn czołgał się po piasku, a nawet go podjadał, a dalsze wyprawy spędzał w nosidle na moich plecach. Tym razem mam nadzieję, że wykorzysta swoją niezwykłą energię na szaleństwa w wodzie, piasku już nie zje, a wycieczki zrobimy rowerowe.
To może na początek o kosztach takiej wyprawy w 2017 r.
Bilet - udało się wykupić lot za 600 zł w obie strony (w 2013 r. płaciłam 1300 zł, ale za dziecko poniżej dwóch lat nic nie płaciłam), co ostatecznie daje podobną kwotę jak 5 lat temu.
Noclegi - u Kapitana ceny bez zmian, to naprawdę niezła niespodzianka dla mnie. 5 lat temu płaciłam 36 euro za pokój za dobę, w tym śniadanie (jedno - dziecka nie liczył, choć coś tam mały podjadał). W tym roku dopłacam tylko za śniadanie dla syna - czyli 40 euro za 2 osoby za dobę.
Jedzenie - nie mam pojęcia jak się zmieniły ceny, ale lada dzień (dobra miesiąc, znaczy prawie 3) się dowiem.
Ja doczekałam się Kosu, Kos doczekał się mnie. Widzimy się za 88 dni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz