Czemu piszę akurat o Kosie? Powodów jest kilka. Po pierwsze - sama usilnie poszukiwałam jakichkolwiek informacji o
tej wyspie, gdy w 2007 roku wybierałam się na nią po raz pierwszy. Poza kilkoma
zdawkowymi informacjami nie znalazłam zbyt wiele. Ot, że turecka,
że Hipokrates i inne informacje historyczno-statystyczne.
Zdecydowanie nie tego szukałam, wybierając się
na dwutygodniowe wakacje. Jednak pojechałam,
zobaczyłam, wróciłam zakochana. I nie mogłam doczekać się kolejnego roku, by
znów tam wrócić. Od tego czasu wakacje dzielę na dwie części - wyjazd na Kos i wyjazd w nowe miejsce. W nowe
miejsca jeżdżę głównie po to, by się przekonać, że Kos to jednak jest to!
Ciągle słyszę od znajomych: „a Ty znowu na ten Kos?”. Tak,
znowu…
No więc skoro w Polsce przewodnika po Kosie nie uświadczysz, zakupiłam go u źródła, czyli na rzeczonej wyspie. W
wersji angielskiej ofkors. Przeczytałam na tyle,
na ile byłam w stanie. Niestety 80% jego treści
stanowiły opisy zabytków (choć jest ich tu tyle, co kot napłakał), stanowisk
archeologicznych, muzeów i innych zupełnie nieinteresujących mnie pierdół. Cóż
pozostało? Szukać samemu, pytać lokalnych mieszkańców i rezydentów. Trochę to trwało… Na
początku odwiedziłam największe atrakcje, które znajdziemy nawet na stronach
biur podróży. Jedne okazały się świetnymi lokalizacjami, inne zupełnie mnie
zawiodły. Oczywiście opiszę tu wszystkie, bo jak wiadomo o gustach się nie
dyskutuje. – to, co mnie zachwyciło, innego może nudzić. I odwrotnie.
Po co jeszcze piszę ten przewodnik?
Dla satysfakcji, dla znajomych, dla syna, a
przede wszystkim - by zatrzymać wspomnienia…
Na zachętę zdjęcie z drogi na Termy, które z całą pewnością w dalszej części bloga opiszę.
No i to miał być koniec postu, ale nie. Jeszcze kilka słów dopowiem. Lewa strona fotografii.Przydrożna kapliczka, zwana proskynitárią. Jest ich naprawdę sporo. przy głównych drogach i przy wyboistych bezdrożach. Małe, duże, skromne i wypasione. W środku zazwyczaj jest lampka oliwna, obrazek Świętego, zapałki. Początkowo myślałam, że to coś na kształt naszych polskich przydrożnych krzyży. Czyli ktoś zginął i jest to miejsce upamiętniające zmarłą osobę. O tyle to dziwne, że choć drogi na Kosie kręte, to bez przesady, niemożliwe by na każdym zakręcie ktoś ginął. No więc zgłębiłam temat i... tragiczne wypadki to jeden w wielu powodów, dla których są stawiane. Ale również: jako wyraz dziękczynienia dla konkretnego świętego za łaski, tudzież gdy jest to miejsce, gdzie cudem uniknęło się wypadku lub spotkało kogoś ważnego, kto wpłynął na los stawiającego. Intencja zależy do "sponsora" kapliczki. Tyle informacji udało mi się wyguglać dzisiaj. Niemniej w pamięci podręcznej mojego małego móżdżku zanotowałam, by zgłębić temat u źródła przy najbliższej okazji. Ha! to już za 66 dni....
wybieram się z żoną do Marmari aby odpocząć, wyciszyć się w miłej atmosferze w ciekawych miejscach- planujemy Bodrum i jakieś ładne, klimatyczne wysepki oraz na miejscu spokojne, ładne zatoczki ,plaże itp
OdpowiedzUsuńBędę wdzięczny za prywatny mini przewodnik, pozdrawiam